Jednym z miejsc, które pamiętam z czasów dzieciństwa, kiedy rodzice jeszcze prowadzali mnie za rękę, jest piaszczysta plaża nad Świdrem, małą rzeczką po prawej stronie Wisły, wijącą się przez okolice Otwocka. Pierwszy kontakt z rwącą wodą i co chwila wypowiadane przez rodziców ostrzeżenia, abym nie wchodził za daleko do rzeki, bo “prąd cię porwie”. 

Przede wszystkim pamiętam atmosferę tamtego miejsca. Wspólne zabawy z rodzicami i bratem, piasek na plaży czekający na weekendowych budowniczych nadrzecznych fortyfikacji, promienie słońca szperające po wodzie w poszukiwaniu jeszcze nieogrzanych miejsc, i szum wiatru w nadbrzeżnych krzewach oraz odgłosy innych rodzin bawiących się nieopodal. A wszystko to zmieszane z miarowym szemraniem rzeki delikatnie przelewającej się przez moje dziecinne stopy.

Te wspomnienia napłynęły do mnie znienacka, kiedy wraz z Dominiką i chłopakami znaleźliśmy swój zakątek na skalistym brzegu strumienia, gdzieś na drugim krańcu świata, w parku narodowym Litchfield na północy Australii. 

Miejsce to nosi nazwę Buley Rockhole.

Buley Rockhole

Buley Rockhole w Parku Narodowym Litchfield, Australia

Nie byliśmy tam jednak sami, gdyż do Litchfield przyjeżdżają zarówno turyści spoza Australii jak i mieszkańcy Darwin szukający miejsca, gdzie w weekend można odpocząć z rodziną i ochłodzić się w krystalicznie czystej wodzie. Rocznie ten urokliwy zakątek Australii odwiedza ponad 350 tysięcy turystów. Na szczęście, w dniu kiedy zwiedzaliśmy Litchfield, większość z nich została w domu i do naszego strumienia nie dotarło więcej niż 20 osób. Ich obecność w najmniejszym stopniu nie przeszkadzała nam cieszyć się urokami tego miejsca. 

Szum rzeki otoczył nas w rodzinnym kokonie i odciął od pozostałych turystów. Praktycznie słyszeliśmy tylko siebie i szum wody. Cisza wśród rozbawionych ludzi, orzeźwiająca maseczka z kropelek rzeki nałożona na nasze ciała rozgrzane w pełnym słońcu i przyjemnie nagrzane słońcem skały wprawiały nas w doskonały nastrój. Tutaj sierpień to miesiąc zimowy. Nie potrafię sobie wyobrazić tego miejsca latem, gdyż w tamten zimowy dzień słońce rozgrzało powietrze do ponad 30 stopni Celsjusza.

Jednak Litchfield to nie jeden strumień i jedno miejsce, w którym można odpocząć. W całym parku jest kilka zakamarków, skrywających różne skarby natury. I jak na tylko jeden dzień spędzony w tym parku, byliśmy bardzo zadowoleni z poczynionych odkryć na naszej rodzinnej wyprawie. Oprócz sielankowych miejsc do kąpieli oraz kopców termitów wyższych od dorosłego człowieka, pierwszy raz w życiu zobaczyliśmy latające lisy.

Zapraszam Cię na wędrówkę w głąb Parku Narodowego Litchfield.

Florence Falls

Z Buley Rockhole można dotrzeć do Florence Falls w dwojaki sposób. Po pierwsze – spacerem 5 km wzdłuż strumienia lub – alternatywnie – podjechać samochodem na znajdujący się nieopodal wodospadów parking. 

Nie zdecydowaliśmy się na spacer. Po męczącej podróży samolotem potrzebowaliśmy odpoczynku, więc lenistwo nad Buley Rockhole zajęło nam kilka godzin i pomysł spaceru został szybko i jednomyślnie odrzucony przez załogę wyprawy.

Florence Falls to podwójny wodospad, w którym można popływać. Jeżeli nie masz czasu lub ochoty na kąpiel, to nie ma konieczności schodzenia na sam dół, żeby obejrzeć wodospad, gdyż można go zobaczyć z punktu widokowego nieopodal parkingu.

Lost City

Jeżeli macie samochód z napędem na cztery koła lub przynajmniej porządny SUV, warto dotrzeć do miejsca o tajemniczej nazwie Lost City, będącym zgrupowaniem piaskowców o ciekawych kształtach uformowanych przez siły natury. W naszym przewodniku po Australii autor trochę straszył, że dojazd do tego miejsca jest trudny i wymaga dobrych umiejętności jazdy samochodem po kamiennych stopniach. Nam jednak trasa ta nie sprawiła większych trudności mimo tego, że wypożyczyliśmy SUA z napędem na dwa koła i zdecydowanie nie zaliczamy się do doświadczonych kierowców terenowych.

Lost City w Litchfield

Tolmer Falls

Wodospad Tolmer znajduje się na północy od Lost City, w wąskim wyrytym w skałach wąwozie mieniącym się setkami barw podczas zachodów słońca.  Woda spada po dwóch stromych skarpach do rozległego basenu u stóp ponad 100 metrowej kaskady. Wodospad można podziwiać jedynie z otoczonego balustradą, łatwo dostępnego pomostu usytuowanego na wysokiej skarpie nieopodal parkingu.

Niestety dostęp do rozlewiska u podnóża wodospadu, ze względu na znajdujące się tam siedlisko nietoperzy, jest zamknięty dla turystów, niemniej jednak ten najwyższy w parku wodospad i tak jest wart odwiedzenia, a kąpiel warto odłożyć, gdy dotrze się do Wangi Falls.

Wodospady Tolmer w Parku Narodowym Litchfield
Wodospad Tolmer

Wangi Falls

Najpopularniejszym wodospadem znajdującym się przy zachodniej granicy parku Litchfield, 55 km na zachód od miejscowości Batchelor, jest wodospad Wangi. Swoją popularność zawdzięcza łatwemu dostępowi do stosunkowo płytkiej i ciepłej wody u podnóża kaskady. W pobliżu wodospadu znajduje się duży, zacieniony plac biwakowy, gdzie można zjeść lunch. Jest tam też pokaźnych rozmiarów kawiarnia ze sklepem, gdzie oprócz kawy i słodkości można kupić różne drobiazgi.

Dla nas właśnie te drobiazgi okazały się kluczowe, gdyż nabraliśmy nadziei, że Grześ  – mimo złamanej ręki – będzie mógł pływać podczas wakacji w Australii. Właśnie tutaj kupiliśmy dmuchany materac i zaczęliśmy pracować nad koncepcją jak uchronić gips od wody.

Wodospady Wangi

Latające Lisy

Po kąpieli u podnóża wodospadu Wangi rekomendujemy wybranie się na spacer przez pobliski las deszczowy. Właśnie tutaj pierwszy raz w życiu zobaczyliśmy ogromne nietoperze, które ze względu na swoją wielkość i kolor są powszechnie nazywane „latającymi lisami”. Widok setek tych latających ssaków zwisających z gałęzi głowami w dół zachwycił nas i jednocześnie zaniepokoił. W końcu tyle razy za młodu słyszeliśmy ludową mądrość, że przy nietoperzach trzeba chronić włosy, bo jak się w nie wplącze to latające stworzenie, to nie ma innego wyjścia i trzeba zgolić głowę na łyso. Przypomniały nam się także opowieści o nietoperzach-wampirach żywiących się krwią swoich ofiar. Przez kręgosłup przeszedł zimny dreszcz. A co jeśli w tych ludowych mądrościach jest choć odrobina prawdy? To nie były przyjemne wizje. Na szczęście po chwili obserwacji tej wesołej zgrai stworzeń, emocje opadły i ciekawość przemogła obawy. Musicie przyznać, że nietoperze mają całkiem miłe mordki i bystre oczy. Da się je polubić.   

Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o latających lisach, polecamy obejrzenie filmu National Geographic opisujących życie i zwyczaje tych niesamowitych stworzeń –   World’s Weirdest: Flying Foxes (film jest w języku angielskim).

Litchfield National Park
Nietoperz o nazwie Latający lisy

Kopce termitów

Zwiedzając park nie sposób jest nie zauważyć ogromnych kopców termitów. W świecie owadów budują one największe budowle osiągające nawet 8 metrów wysokości. Termitiery zbudowane są z mieszanki ziemi, przeżutego drewna, i odpadów. Będąc w Afryce dowiedzieliśmy się, że największe kopce budują termity afrykańskie i wznoszą je przez setki lat. Niestety będąc w Australii tego jeszcze nie wiedzieliśmy. Nie mieliśmy świadomości, że patrzyliśmy na naturalne historyczne budowle, które stały w tamym miejscu wiele lat przed naszymi urodzinami. 

Po dniu pełnym wrażeń, odprężeni i zrelaksowani, wróciliśmy do naszego domku letniskowego na obrzeżach parku Litchfield. Musieliśmy zacząć pakować nasze rzeczy, bo następnego dnia wracaliśmy do Darwin, aby pierwszy raz w życiu wynająć kampera, którym mieliśmy dotrzeć do samego serca Australii, słynnego monolitu Uluru (Ayers Rock).

Propozycje zorganizowanych wycieczek naszego partnera Get Your Guide